Zalać robaka i utopić smutki – to niemal od wieków znane sposoby na radzenie sobie z depresją, złym nastrojem czy nieprzyjemnymi wydarzeniami w życiu. Czy alkohol rzeczywiście pomaga w takich sytuacjach? Pytamy o to Katarzynę Piaskowską-Kondrusik, lekarkę psychiatrę z Ośrodka Uzależnień i Pomocy Psychologicznej Polana w Warszawie.
Dlaczego topienie smutków zarówno w sytuacji depresji, jak i obniżonego nastroju nie działa?
Katarzyna Piaskowska-Kondrusik: W przypadku depresji endogennych, czyli tych, które mają podłoże w źle funkcjonującym organizmie, a właściwie mózgu, pacjenci czasem sięgają po alkohol, żeby się lepiej poczuć, w ramach tzw. samoleczenia. Osobom, które piją, na przykład żeby zasnąć, alkohol rzeczywiście to ułatwia.
Drink pomaga też uspokoić się, wyciszyć, zatrzymać męczące myśli. Ale działa tylko na chwilę. Potem, gdy się trzeźwieje, jest tak naprawdę zdecydowanie gorzej niż było wcześniej. Takie systematyczne picie prowadzi nie tylko do regularnego zatruwania mózgu, ale przede wszystkim do alkoholizmu.
To co jest przyczyną, a co skutkiem? Czy depresja powoduje alkoholizm? Czy alkoholizm depresję?
Katarzyna Piaskowska-Kondrusik: Te dwie choroby czasem występują razem. Regularnie pijący alkoholik ma notorycznie obniżony nastrój, gorzej się czuje praktycznie cały czas. Jednak to nie depresja jest powodem tego złego samopoczucia. Bo przecież jeśli codziennie wypija kilka czy kilkanaście kieliszków alkoholu i jego organizm, w tym mózg, musi sobie z tą trującą substancją chemiczną radzić, to jak ma się czuć? Trudno tu spodziewać się dobrego samopoczucia. Mózg takiej osoby permanentnie jest zatruwany i coraz gorzej sobie radzi ze wszystkimi zadaniami, które ma do zrobienia. Powoduje to nawarstwianie się problemów i zaległości, co jest kolejnym powodem do złego samopoczucia.
Aby poczuć się lepiej, trzeba wypić coraz więcej alkoholu. Zwiększa to tolerancję na alkohol – z każdym dniem trzeba wypić go coraz więcej, by poczuć jego działanie, by kolejny kieliszek w końcu przyniósł ulgę. A z drugiej strony alkohol jako substancja chemiczna ma działanie depresjotwórcze, czyli obniżające nastrój.
Podobnie w błędne koło wpada osoba chora na depresje, która pije, by zasnąć, uspokoić się, wyciszyć. Alkohol działa coraz słabiej, więc trzeba go pić w większych ilościach. Następnego dnia samopoczucie jest jeszcze gorsze, więc sięga po alkohol, by poczuć się lepiej… I tak w kółko. Może to prowadzić do uzależnienia. Mówimy wówczas o podwójnej diagnozie.
Czy to znaczy, że alkohol jest tylko dla tych, którzy są zdrowi i nie mają napadów smutku, melancholii?
Katarzyna Piaskowska-Kondrusik: Drink raz na jakiś czas nikomu nie szkodzi, ale nie ma to nic wspólnego z systematycznym piciem alkoholu. Chociaż u pacjentów, którzy mają depresję i leczą się, często zdarza się, że wypicie jednego drinka powoduje znacznie gorsze samopoczucie.
Ci, na których alkohol tak źle nie działa, oczywiście w sytuacji towarzyskiej raz na jakiś czas mogą wypić symboliczny kieliszek. Od czasu do czasu dramatu nie ma. Natomiast jeśli ktoś regularnie pije wieczorami, żeby się dobrze poczuć się czy żeby zasnąć, będzie czuł się gorzej w znaczący sposób.
Ale w kulturze, filmie, literaturze funkcjonuje taka figura mężczyzny, którego rzuca kobieta, a on załamany umawia się z kumplami, by zalać robaka. Doprowadza się do stanu kompletnego upojenia wlewając w siebie dużo alkoholu. Co prawda rano czuje się fatalnie fizycznie, ale okazuje się, że upicie się pomogło mu. Czy to w ogóle możliwe?
Katarzyna Piaskowska-Kondrusik: Jednorazowe upicie zdarza się ludziom, nic z tego nie wynika, oprócz tego, że taka osoba następnego dnia ma kaca giganta. Nie ma to tak naprawdę ani specjalnie złego, ani dobrego wpływu na osobę, która utopiła smutki w alkoholu. Bez sensu jest tu dopatrywać się jakiejś groźnej sytuacji, ale pod warunkiem, że nie idzie za tym dalsze picie, czyli gdy nie dotyczy to osoby uzależnionej. Jeśli na kogoś kompletne upicie się jako reakcja na trudną sytuacje życiową działa, to na zasadzie odreagowania. Ale jednorazowego.
Natomiast codzienny drink wieczorny, za każdym razem z innego powodu (bo była scysja z szefem, bo projekt źle idzie) ma działanie niezwykle rujnujące. Destrukcyjny wpływ takiego zachowania idzie jak lawina, samopoczucie pogarsza się z dnia na dzień, alkohol coraz mniej jest skuteczny, więc trzeba go wypić więcej. Od takiego zachowania do choroby może być już bardzo blisko.